Obsesja i perfekcja („Black Swan”)
- 02.03.2012
- dramat, psychologiczny
- 9/10
O perfekcji, dążeniu do, osiąganiu lub umieraniu po drodze mówiło się, mówi i mówić będzie jeszcze długo. Jest to stan tak samo znienawidzony, jak pożądany.
Stawianie sobie poprzeczki jest cechą każdego. Nawet ci najmniej ambitni mają swoje małe cele, których realizacja przynosi im satysfakcję, radość, poczucie spełnienia. Ale to jednostki najbardziej pracowite przeważnie są też tymi najwięcej wymagającymi od siebie. Taką osobą jest Nina, główna bohaterka głośnego „Black Swan”.
Równie ambitny Aronofsky z większym lub mniejszym sukcesem – nie tylko kasowym – realizuje projekty, które nie do końca wchodzą w kanon filmów lekkich, łatwych i przyjemnych. Od niedocenianego „Pi”, przez przeceniane i przesycone moralizatorstwem „Requiem for a Dream”, filozoficzne „The Source” i zadziwiająco zwykłego „The Wrestler” nakręcił swój najlepszy obraz w karierze – „Black Swan”.
Historia łabędzia, baletnicy i presji, jaką otoczenie i obowiązki wywierają na kruchą i delikatną Ninę stają się dla twórców jedynie tłem do zilustrowania zakradającego się powoli, ale konsekwentnie i stanowczo szaleństwa kryjącego się za pogonią doskonałości. Otrzymanie głównej roli w najważniejszej premierze sezonu – w „Jeziorze łabędzim” aranżowanym na nowo przez wybitnego Thomasa to dla dziewczyny szansa, spełnienie marzeń i szok, ale także początek końca i bolesnego upadku.
„Black Swan” szokuje na wielu polach. Dla jednych, rzadkie, acz intensywne sceny brutalności, dla innych głośna scena seksu z Natalie Portman i Milą Kunis, dla jeszcze innych – klimat. Ja zaliczam się do tej ostatniej grupy. Dawno już film nie zmęczył mnie tak, żebym w pewnym momencie musiał wyjrzeć przez okno tylko po to, by odetchnąć z ulgą. Dawno też żaden film nie utrudniał mi tak oderwania wzroku od telewizora.
Niemała w tym zasługa świetnej reżyserii i scenariusza, ale nie tylko. Niesamowita muzyka Mansella, zdjęcia stałego współpracownika reżysera, Matthew Libatique’a, montaż Weisbluma i scenografia pod dyrekcją Davida Stein’a zapewniają świetnemu scenariuszowi (tym razem nie autorstwa Aronofsky’ego) tak świetną oprawę, na jaką zasługuje.
Oscary 2011, które teraz nadrabiam, obfitują w świetne kino. Najpierw był dobry, ale niezasługujący na najważniejszą ze statuetek „The King’s Speech”, potem świetny „127 Hours”. Teraz – genialny „Black Swan”. Boję się sięgać po kolejne filmy.
-
http://dawrweszte.wordpress.com dawrweszte
-
http://dawrweszte.wordpress.com dawrweszte
-
http://dawrweszte.wordpress.com dawrweszte
-
http://dawrweszte.wordpress.com dawrweszte
-
http://walkingfear.blogspot.com/ wmichael
-
http://walkingfear.blogspot.com/ wmichael